Już po urlopie. Jak zwykle był za krótki, by zrobić wszystko to, co by się chciało, co było zaplanowane i jeszcze żeby starczyło czasu, aby po prostu odpocząć. Ile by w sumie taki urlop nie trwał, to zawsze będzie za mało :)
Tym razem starałem się odnowić kawałek naszej sypialni. Kolor wymyśliła Monika, ja wybrałem odpowiedni odcień w zaprzyjaźnionym sklepie z farbami. POMARAŃCZOWY :)
Po malowaniu wreszcie znalazły swoje miejsce anielskie skrzydła z topolowego drewna. Powstały raczej niechcąco z obladrów podczas cięcia pnia na deski w tartaku. Trzy lata leżały na strychu, a teraz po lakierowaniu zawisły w sypialni.
Wczorajszy spacer oprócz przeziębienia Zośki - przyniósł kilka zdjęć. M.in. pierwszą rzęsę, która pojawiła się w rowach melioracyjnych nad rzeką.
Jest to kolejny objaw wiosny jakby nie patrzył :) Aha!! I słowiki dziś wieczorem słyszałem!!!
P.S. Dziękuję Cynce z CYNKOWEGO POLETKA za poetycki scrap!
2 komentarze:
za co nie ma :-)))))
kolorek bardzo konkretny, dodający energii...;-)
Prześlij komentarz