niedziela, 5 grudnia 2010

Droga/The Road i Kasprzycki

Miało być napisane jakiś tydzień temu albo i dalej... O książce i o filmie - stąd tytuł posta. 

Ale jakoś nie mogłem się odnaleźć ostatnimi czasy w sieci. Jakaś niechęć mnie ogarnęła w temacie internetu... Czytam baaaardzo pobieżnie, raczej przeglądam tylko nie zaznaczając w żaden sposób swej obecności. A o pisaniu w ogóle nie ma mowy. Zero pomysłów, zero natchnienia. I chęć nawet, by choć cokolwiek spróbować też nie ma. Nawet zdjęć nie robię. Bo zimno, bo pada, bo mi się nie chce...

Mógłbym tak jeszcze ponarzekać, pomarudzić, ale słuchałem dziś w Trójce koncertu Roberta Kasprzyckiego i jak usłyszałem jedną z dwóch ulubionych jego pieśni, to mi się troszkę poprawiło :)

Nie za dużo, ale troszkę :) Bo przecież MAM WSZYSTKO, JESTEM NICZYM.

A wracając do recenzji... Książka jest w porządku, podobała mi się. Ale film jest nudny. 


6 komentarzy:

Beata pisze...

Latarniku, zero nie jest takie złe:) film nudny...?
to posiedze w internecie:)

Rzaba pisze...

czasem trzeba odpocząć od tego sieciowego zycia.
Nic na siłe!
Przecież to ma byc przyjemnosc.
Ale do robienia zdjęć szczerze Cie namawiam , bo światło jest wyjatkowo sprzyjajace !:)

Rybiooka pisze...

Jak to było :
Obudził się we mnie zwierz.Tylko dlaczego jest to Leniwiec :)

Anonimowy pisze...

Z nowszych produkcji Kasprzyckiego lubie Spadanie i Jakbyt

zielinskabeata pisze...

czasami trzeba odpocząć
a może Ty szykujesz się do snu zimowego? ;)

Latarnik pisze...

W zimowy to bym już zapadł :) Jakieś takie wyciszenie zimowe mam czy cos...